Pociągi poświstują mijając stację
dla zapomnianych i odjeżdżają w siną dal, stukając miarowo na zwrotnicach. W niebie
chyba też przetaczają ciężkie składy, gdyż sponad chmur dobiega warkot, niczym
echo ziemskiego harmidru. Pierwsze, ciężkie krople podnoszą z chodnika kurz i
choć trudno w to uwierzyć - powietrze pachnie deszczem. Samiczka kosa gorączkowo
biega po trawniku u stóp własnego domu i najwyraźniej czegoś szuka, sarkając z
niebywałym wdziękiem. Księżyc, który minionej nocy posrebrzał obłokom czuprynki
poszedł już spać i naciągnął słońce na harce pod burą pierzyną przewidziane
tylko-dla-dorosłych. Noszę w pamięci weekendowego siniaczka, który stać się
może najcenniejszym znaleziskiem tego lata – polującą sowę z rozłożonymi
skrzydłami widzianą oczami ofiary. Wysoko na wysportowanym udzie, patrzyła na mnie tak
głodnym wzrokiem, że poczułem się szarą myszką. Dzisiaj podobne na widzenia
szanse maleją.
Nie miałeś ochoty pogłaskać tej sowy?
OdpowiedzUsuńmysz nie głaszcze drapieżnika - chyba, że futerkiem wewnątrz przełyku ześlizgując się w otchłań żołądka.
UsuńChciałabym, żeby nadciągnęła burza. Kocham deszcz, a tu z nieba jedyne, co się leje, to żar.
OdpowiedzUsuńIdzie ku Tobie. prognozami straszą od dwóch dni, że teraz wojna przeniesie się w chmury i dopiero wtedy Bóg przywali mocniej niż ukraińska babcia doniczką strącająca podły, rosyjski bombowiec. a może drona? nie pamiętam.
Usuń