Czas nie sprzyjał ostatnio, choć
widzenia dręczyły wzrok i żal puścić w zapomnienie choć to przecież zwyczajna
rzecz. Różni się od tła tylko tym że zdążyły pokolorować mi jakiś tam dzień.
Nie musiały. Skoro jednak się pojawiły to znak że były potrzebne do czegoś
czego malutkie rozumki nie są w stanie pojąć. Zachwycam się i cieszę z detali.
Opisuję życie zbyt proste aby trafiło do wielkich encyklopedii, albo nominacji
w imię tej-czy tamtego. Jednak zdarzyło się mi. Właśnie mi, choć nie musiało.
Maj zakończyć się miał widokiem
ciężarnych kobiet, z taką czułością głaszczących podświadomie brzuszek, że
musiałbym znieczulić się preparatami zakazanymi żeby pozostać obojętnym. I
„wózkersów” mrowie wspartych ramieniem bądź nie penetrowało publiczne
przestrzenie, dzieląc radość i misję dążenia do celu choć tych ostatnich nie
śledziłem zbyt starannie, więc nie znam. Dziewczęta o biustach obfitych
pozwalały sobie na luksus zapomnienia i tylko materiał bardziej szorstki od
zakochanych dłoni sprawiał że podskórne emocje powodowały naprężenia płaszcza
geologii wybrzuszając papier ścierny bawełny pochopną myślą o niekontrolowanej
erupcji wrażeń.
Mijałem raz po raz damsko-damskie
przytulani pocałunki i pieszczoty jakby tęczowość świata przeżywała właśnie
ekstremum rozkwitu. Konserwatyzm każe mi gderać ale przecież potrafię dostrzec
piękno nastoletnich miłości w wykonaniu żeńskim. Do męskich podchodzę znacznie
bardziej sceptycznie.
Kłopot mam, gdy widzę Karampuki –
osoby płciowo rozchwiane, wprowadzające chaos informacyjny w jakim same
uczestniczą, sądząc, że płeć to kwestia deklaracji – tej, jaką (ponoć)
przekazują otoczeniu za pośrednictwem barwy sznurowadeł spinających „glany”. I
w pogardzie mają wydźwięk kabaretek o oczkach wystarczająco dużych żeby swobodnie
przez nie przeniknęły skrupuły, czy wpajane od maleńkości tabu. Istoty w
spodniach tak dziurawych, że nawet na plantacjach niewolników na Kubie
najsroższy dozorca wydałby nową parę dżinsów, żeby koń niemechaniczny był w
stanie kontynuować zbiór trzciny cukrowej o liściach ostrzejszych od krawędzi
naszych prozaicznych trzcin.
Mijam niewiastę, która pod wpływem
kumulacji słonecznej inwazji postanowiła bardziej ograniczyć długość nogawek z
dumą prezentując pozyskaną wcześniej opaleniznę wyrównującą pozimowy deficyt
witaminy D. Obok opalonych i tych trwale napiętnowanych pigmentem wędrują
bladolice, bladoude, bladobiuste jakby cierpiały bielactwo albo z bardziej
prozaicznych powodów unikających słonecznych kąpieli. Jeśli powiem że widziałem
białe pośladki w publicznej przestrzeni to nikt mi nie uwierzy! A jednak –
widziałem! Nie wiem kto i nie wiem po co, ale odzież damską każdego roku
projektuje (postarza) o jedną-dwie niteczki. Przyszłość jawi się w
nieoczywistych barwach. Uwielbiam nagość i naturę, prywatnie głosząc ideę, że
nagość jest naturalna. Że ciało stworzone zostało przez
Tego-Który-Stworzył-Świat. A ONA/ON SIĘ NIE MYLI. Więc Piekłem będzie cud zimy,
każącej ubrać się w futro. To z kolei implikuje myśl, że zima jest dziełem
szatana, zmuszającego ludzi do szukania boskiego ciepła.
Wreszcie mijam dziewczątko któremu
zdarzyło się wyjść z domu bez brwi. Zaspała? Skończyły jej się
naklejki/farbki/czas? Udawała że wszystko jest ok. – wiem bo czytałem i
słuchałem – „Mądry nie zapyta, a głupi pomyśli, że tak ma być”!
Nie byłbym sobą, gdybym w sezonie
„zapomniał” o siniaczkach. Były. I owszem. Sporo niezdefiniowanych, jednak coś
tam sobie wydłubałem – dziwne że jedynie na żeńskich ciałach – może faceci są
„impregnowani”? Może wolą dać sobie obciąć nogę albo dłoń żeby nie pokalać
skóry mieniącym się nietrwałym liszajem? Pani na łydce nosiła tarczę bojową
jednego z wymarłych afrykańskich plemion. Drugiej po jedwabiu skóry wspinało
się jakieś zwierzątko. Ślady łap dążyły za męskim pożądaniem ku źródłu. Czy
doszły? Nie wiem bo szlak pioniera zamaskowany został materią kwietnej sukienki
i mimo rozcięcia sięgającego biodra – nie byłem w stanie uczciwie dostrzec
kresu bez naruszenia strefy intymnej na co sobie nie pozwalam nigdy wobec
obcych.
Czerwiec? Zamiast czerwi z nieba
lecą krople, które powinny spaść już w marcu. Starannie zaplanowane spóźnienie,
czy naturalna kolej rzeczy?
Twoje namiętne zainteresowanie siniakami zaczynam postrzegać jako hobby.
OdpowiedzUsuńcoś trzeba robić, żeby nie wpadać w rutynę - jedni malują sprayem po ścianach, drudzy szukają nietrwałych dzieł sztuki na skórze anonimowych przechodniów.
Usuń