środa, 8 czerwca 2022

Prasówka cd.

 

1. Plotki i sentencje.

Zajadły pan, z zaciekłą panią, postanowili rozstrzygnąć niesnaski przed publicznością. A jeśli do tego doszło, to każda ze stron liczyła na przychylność pospólstwa, czyli ktoś musiał żyć w świecie iluzji. I okazało się że jednak. Komentarze rozpaliły tłumy do krwi – bo nie udało się zajrzeć wystarczająco głęboko w odbyt, macicę, czy mózg stających w szranki. A mogli po prostu wyjaśnić sobie w intymnym otoczeniu niesnaski i rozstać się jak cywilizowani ludzie. Najwyraźniej rozstania wymagają klakierów, lajków, komentarzy i wsparcia od anonimowego odbiorcy. Hej! Jeśli poczujecie się lepiej, życzę Wam obojgu wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia!

 

2. Niesmak.

Rosjanie po raz kolejny pozwalają sobie na bezczelność i „interpretują zdarzenia” W tym samym czasie Ukraina przedstawia światu „niezbite dowody” spreparowane własnoręcznie na froncie i spisane w kronikach codziennych batalionu azowskiego, mających potwierdzać twarde fakty jakoby:

- „Niszczyli” Rosjan w dziesiątkach tysięcy każdego dnia. (razem, po stu dniach rzezi niemal wołyńskiej około trzydziestu tysięcy,– co oficjalnie przyznają).

- Odpierali zmasowane, brutalne, całonocne ataki na miejscowości frontowe w zatrważającej ilości dwóch „mądrych” rakiet i trzech „głupich” bomb. Na wielomilionowe miasta. W dni parzyste. Bo w pozostałe bombardowane są szkoły szpitale i przytułki, skąd nasz prezydent przywiózł z pięć milionów chlipiących sierot, a na dachach rozsiadły się australijskie, czy polskie baterie przeciwlotnicze, co (oczywiście) nie przeszkadza propagandzie frontowej szerzyć niosące grozę hasła o ludobójstwie – wystarczyło „przytroczyć” do koniowiązu haubicy jakiegoś nieszczęśnika żeby zdechł w szlachetnym celu na pokaz. Trudno zapomnieć że wszech-kosmiczne wsparcie zawiozło w rejon konfliktu taką masę niesprawdzonych w boju gadżetów, że któremuś powinno się udać – zakłady zbrojeniowe nadstawiają ucha, wraz z fundacjami zastanawiającymi się, gdzie zainwestować zyski z pandemii, czy innych „legalnych źródeł”.

- Wymieniali kadłuby rosyjskich żołnierzy, na odpasionych jeńców wojennych, którzy zdążyli już zaocznie odebrać pośmiertne laury narodowe. Kadłubkom zapewne grożą procesy przed sądami w Hadze, jeśli dotrwają pomimo tortur znanych banderowcom od niemal stu lat.

 

- Arcypasterz krakowski miłościwie nam panujący, podczas mszy na krańcu zakopianki ogłosił, że nasza miłość do „nowych braci” jest wynikiem wielkiej pracy Kościoła.

- Kurwa! Choć raz mogli poleniuchować! I żreć te korzonki, żeby nie krzywdzić „braci mniejszych”!

Dawno przestałem czytać/słuchać/podziwiać/zachwycać się męstwem/współczuć/a nawet myśleć – nie wierzę już w nic. A kiedy przyjdzie czas – wyspowiadam się z mojego braku wiary w słowa jednej strony, kiedy oponentowi zatyka się gębę brudną „onucą”. Jeśli TAM jest ktoś, kto będzie miał kaprys posłuchać żałosnego wyznania.

 

3. Niestety.

Znów wojna. Bo na stronach oficjalnych ciężko znaleźć coś, spoza obowiązującego firmamentu. Tym razem jednak Białoruś, żeby nie popaść w monotonię. Otóż car Białorusi zaminowuje granice. Nie tę z Polską, a z Ukrainą!

- Rany boskie! – odzywa się we mnie pochopność – Car boi się agresji z zaścianka Wielkiej Polityki, który podobno walczy z całą bezwzględnością Alter Ego, potrafiącego postawić twarde warunki Cywilizacji, wbrew amerykańskim delikatesom! Czyżbym słabo zdefiniował agresora? Kto następny? Mam jechać pod Przemyśl i kopać rowy? KAŻDY WIE że „Ruscy tam nie dojdą nigdy”! Ale okopy przydać się mogą, pomimo wszystko. Obym nigdy nie dostał powołania i zamiast pancerfausta dostał w rękę szpadel.

 

4. Duma.

- Nie ta rosyjska, tylko nasza, narodowa. Udało się nam pokonać (nieufnym uściślę, że nie na froncie, tylko na boisku piłkarskim) rezerwistów walijskich! Sensacja w okamgnieniu obiegła świat po trzykroć. Wygraliśmy pęczek pietruszki, przy maksimum wysiłku, przeciw drugiemu garniturowi zaścianka z Wysp Brytyjskich. Klękajcie Narody Świata! Nadciąga Potęga! My nadciągamy! Powroty z krucjat zwykle są pomijalne, gdyż czarny humor nie wszystkim smakuje.

 

4. Rozum – dobro nieodnawialne.

- Jest węgiel! – ogłosiła tryumfalnie miłościwie nam panująca pani minister.

-Doprawdy? – zdumienie na mojej twarzy niegodne było dżentelmena, bo przecież starożytny Gierek publicznie i do znudzenia powtarzał że „Polska węglem stoi”!

- Niestety nie u nas, ale na redzie niemieckich portów. – Riposta władzy pozbawia mnie złudzeń - I nie za grosze, jak ten rosyjski, ale słono kosztować musi, bo przecież jest politycznie poprawny, rodem z Kolumbii! Czyżby kartele narkotykowe zwietrzyły szansę na wypranie brudnych pieniędzy i awans o ligę wyżej w światowych potyczkach? Cieszmy się więc! Nic to, że w postaci małokalorycznego miału. Jest węgiel! Na gliwickich skarpach zalegają wydmy, które zasłaniają widnokrąg – ale ja (głupek) oczywiście muszę narzekać. Dodałbym jeszcze że chiński węgiel (tańszy od rosyjskiego) zawiera tak wiele innych pierwiastków, że cena jest adekwatna do braku jakości.

 

5. Utrata zmysłów.

Wakacje sprzyjają działaniom pochopnym, pozbawionym wyrachowania i emocjonalnie napiętnowanym lekkomyślnością. Miłość? Potrzeba bliskości? A czemu nie, skoro tylko jest z kim ją zrealizować. A zanim umysł ocknie się po (miejmy nadzieję) spełnieniu – już sieć zalewana jest zbliżeniami ze zbliżenia. Pani , sławna nie tylko z tego, że jest sławna, lecz z wokalnego talentu zaskoczona została przytuliskiem z jedną ze swoich „znajomych z którymi spędzała krótki urlop”. Ciekawe że zdjęcie przedstawia ową tajemniczą znajomą ze smartfonem wyciągniętym wątłym ramieniem przytulanej ponad przytulenie. Nie dostrzegła, czy nie zamierzała dostrzec?

 

6. Bezczelność i efektowna riposta.

Dziennikarkę(?) obecną na imprezie z zakresu niedostatecznej dobroczynności ludzkiej względem zwierząt zainteresowała zawartość torebki pani, która torebki nosi od lat wielu a ma ich jeszcze więcej niż praktyki. I szok przeżyła bo w TOREBCE BYŁ PORZĄDEK! Przede wszystkim. Poza nim, był marker w kolorze słońca i parę nieistotnych peryferiów. Dla mnie naturalne – nie noszę zbędnych rzeczy, chyba, że przez roztargnienie. Za to do głowy by mi nie przyszło prosić kogokolwiek, żeby pokazał mi zawartość kieszeni czy torebki. Profesjonalista skupiłby się na wątku głównym, zamiast sprowadzić go do parteru. Ale – OK.! Zwierzęta, to tylko kalorie niezbędne do funkcjonowania i zadawania durnych pytań na niekończących się „iwentach”.

 

7. Zielarka.

Starsza pani, w zaciszu przydomowej plantacji malin hodowała na użytek własny canabis w niewłóknistej wersji, czego aktualnie obowiązujące dekrety zakazują. I nieważnym jest, że sok z konopi wspiera walkę organizmu z chorobami trzeciego wieku, bo prawo dwudziestego pierwszego wieku – kategorycznie mówi nie, choć nie uzasadnia wypowiedzi, powodowane niejawnymi przesłankami. I w ten sposób kolejna czarownica trafi na stos – trzy lata bez dostępu do ziół!

 

8. Trwa „Hype”.

Na polską broń trwa toto – lecz, czym jest to jeszcze nie wiem. Ale Niemce są zachwycone, więc pewnie „Hype” działa, jak Hitler przykazał. I podobno w sieci „trwa kult sprzętu z Polski”. Ani słowa o tym, kto zarobił i ile. Jedynie wspominają że sprzęt powstał w Skarżysku Kamiennej, w zakładach Mesko”, który (jak Poliszel donosi) zajmuje się produkcją robotów kuchennych i innych maszyn gospodarstwa domowego. Pośród kieleckich ustroni, lasów i nieużytków, jak niegdyś partyzanci, skryły się zakłady produkujące na zapleczu opinii publicznej amunicję i broń przeciwpancerną. Zgodnie z wojskowym porzekadłem że „chlebak, jak sama nazwa wskazuje, służy do przenoszenia granatów”! Ale to oczywista oczywistość i aż wstyd mi o tym wspominać.

 

9. Rytuały przejścia.

Są wieczorki panieńskie o jakich panny młode snują wspomnienia niegodne słów, lecz czynów z pogranicza samozaspokojenia i marzeń o czymś co przekroczy granicę tam właśnie ustanowioną. Są wieczorki kawalerskie, szkliste i mgliste, trudne spamiętania z przyczyn nadmiernego spożycia płynów uważanych przez naukę za zabójcze dla śmiertelnych organizmów. Mimo powszechnej wiedzy – jedne i drugie cieszą się niesłabnącą tradycją, więc zdarzyć się muszą od czasu do czasu mezalianse. Dzisiejsza prasówka donosi że jutrzejszy pan młody, w towarzystwie koneserów stanu kawalerskiego spędzał ostatnie chwile swobody, ciesząc się nienaganną sylwetka tańczącej odaliski obleczonej w sromotę szybko opadającego wstydu. A gdy ta w końcu uwolniła tancerkę od pruderii – okazało się, że jest siostrzyczką najukochańszego braciszka, który (post factum) rozpoznał ją, będąc już trwale zaobrączkowanym samcem. Kibice byli zdecydowanie czujniejsi. Zanim ją rozpoznał – dziesięć milionów jawnie (i drugie tyle w zaciszu sypialni) zdążyło to zrobić wcześniej. Intrygujące – skąd wiedzieli. Czyżby uczynny przyjaciel?

 

10. Reklama trwa mać!

Podstarzałe dziewczę w szlafroku z jedwabiu PRZYBYWA NA OTWARCIE. Hurra! Zapewne go zdejmie. Albo przynajmniej „załatwi” obserwatorom zniżkę na zakup podobnego - 10% poniżej szczytu absurdu. Nie wiem czego tak nagle miałbym potrzebować, żeby nogi otulone dominikańską plażą za miliard złotych musiały wywołać we mnie skurcze macicy, albo prącia i wprawić mnie w stan permanentnego pożądania jednak pani najwyraźniej zachwycona jest gażą i dzieli się ze mną swoim szczęściem za pośrednictwem dyskretnie powiadomionych (nie bezinteresownie) paparazzich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz