Orka prowadziła raczej ekstrawagancko,
a obok siedział wielce nadąsany Waleń toczony przez suchoty. Na tylnej kanapie
baraszkował narybek – Hipopotam, Pancernik cierpiący na autyzm i najmłodsze, bardzo
żywiołowe pisklę żyrafy. Poniekąd spłodzone przez Fokę i Dziobaka… Rodzicom,
nawet zastępczym, nie wypada jednak zaglądać w geny i spirale DNA. Szczególnie,
kiedy Orka on-line rozwiązywała łamigłówkę rodem z egzaminu na prawo jazdy, a
Waleń kleił styki na łączach, bo przespał uwerturę i wkroczył na scenę z nagim
siurkiem, bez pojęcia, czego od niego oczekuje publika. Nie chciał kląć przy dzieciach,
a Orka właśnie zaprzęgała do pracy ręczny hamulec. I to był ten moment, w
którym Orka pierwszy raz w życiu straciła telewizyjną monotonię palety szarości
i oblekła się purpurą. PRZED FAKTEM! Żyrafka (oczko w waleniej głowie) rączo wyrżnęła
w pancerne szkło przedniej szyby, ogonkiem łaskocząc Hipopotamka tam, gdzie
tylko niegrzeczne dziewczynki głaszczą niegrzecznych chłopców. Pancerniaczek
tymczasem zwinął się w rulonik/kulkę, w której najbliższe miękkie tkanki
otoczone były atomowym płaszczem chroniącym zeszczane ze strachu jądro. Nic
więc dziwnego, że Żyrafka, wbijając niedoświadczone, pluszowe różki w pancerną
szybę pojazdu instynktownie rozchyliła tylne odnóża i krzyknęła spontaniczne:
- Ała!
Nie żadne anglojęzyczne „ŁAŁ”, ale swojskie
„Ała”! I to był początek końca taty-Walenia. Śpiew humbaków w zatoce
kalifornijskiej nie działa na instynkty tak mocno, jak rozpaczliwy śpiew
córki-Żyrafki. I krzyk podziałał na osolone, żylaste ciało tatusia. Orgazm
macierzyństwa wywołał nieodwołalne skurcze w płetwach i wątrobie –
jednocześnie. Ogon, od dawna zaplątany beznadziejnie na poziomie gumowanych,
wodoodpornych dywaników nadal pętał komplet pedałów i dźwignię ręcznej skrzyni biegów.
Biedna Orka mogła tylko kląć sopranem, ale cóż znaczy namiętna „kurwa”, choćby
w wysokim C wyciągnięta, wobec starcia z doświadczoną w bojach buczyną.
Rzeczony Buk od wieków nudził się na
poboczu świata i ssał z ziemi każdą używkę, żeby tylko urozmaicić sobie kolejny,
bieżący dzień. Właśnie trafił mu się skład perhydrolu sezonowany pod ziemią
jakieś osiemdziesiąt lat, do którego dogrzebał się zaledwie trzy doby wcześniej.
- Czym są trzy doby w kalendarzu
bukowym???!
Ssanie Buk miał opanowane od
niemowlęctwa i nic dziwnego, że był oszołomiony, jak alkoholik po tygodniowej
absencji. Ssał i żółkł. Brązowiał i zrzucał nasienie tak obficie, że Bóg musiał
oczy przymknąć, gdyż ukarany dla naprzykładu Onan nie dysponował porównywalnym
rozpasaniem. Nic dziwnego, że w obliczu skomasowanych nieszczęść Buk zesztywniał
i wytrwał czekając na erekcję zbliżenia. Zderzak samochodu osobowego został
doskonałym katalizatorem doznań najbliższych ciału i duszy. Eksplodował w okamgnieniu.
On, a za nim reszta samochodu. Różki młodocianej Żyrafki trafiły ostatecznie między
słoje Buka tam, gdzie trzy zimy wcześniej odpadła chroma gałązka ukąszona
głodem jednorocznych insektów. Teraz, nawieziona młodymi organami, gotowa
będzie reaktywować się za jakieś dwadzieścia pięć lat i usiłować zapomnieć
agresję. Młody Hipopotam solowo wystartował na orbitę okołoziemską, w przelocie
skutecznie odbierając tatusiowi ostatni oddech, miękką tkanką skręcając mu kark
(albo(i) skrzela). Mamusia ewolucyjnie nawykła do orki na ugorze, flopem
pokonała wysokość skruszonej karoserii obsianej szkłem przedniej szyby, wywinęła
się grzbietem w kierunku grawitacji i zaorała pas p-poż szybciej, niż naczelny
geodeta kraju poczynił kreskę w studium wykonalności, nie bacząc, że pas był
dopiero domniemaniem, czy obietnicą wyborczą zmarnotrawioną właśnie bezpowrotnie
niemal. Los (jak wiadomo) jednak był nieprzewidywalny i o przychylności pozwalał
pomyśleć wyłącznie jednostkom, którym myślenie zdarza się rzadko i bywa równie odległe od faktów,
jak plany Losu względem kaprysów przychylności. Jedyny w województwie zabytek
sztuki nieożywionej - głaz narzutowy, pamiętający Masową Zagładę Mamutów,
postanowił stać się kropką nad i w życiorysie mamy-Orki. Cóż mama? Powiedziała tylko
„ach”, zanim wypłynął z niej zakonserwowany atlantycką solą móżdżek, by
wyschnąć na południowej ekspozycji szacownego eratyku. Memento miała zaiste imponujące
na osi czasu!
Głaz zdążył pogrążyć się w jesiennej
zadumie (jesień była ostatnim wspomnieniem z ADHD wyleczonego ówcześnie dzieła więcej
niż skutecznie), Buk filozoficznie wolał przeczekać okres połowicznego rozpadu
toksyn z ciała Żyrafki i skłonny był raczej odsunąć w czasie konsumpcję
cielęcinki nawet do trzech czwartych rzeczonego okresu, niż ryzykować niestrawność. Tatuś,
co każdy szanujący się kucharz wie niemal od urodzenia – już cuchnął, bo ryby
psują się od głowy. Że Waleń, to nie ryba? Martwi raczej mają niewiele
argumentów na swoją obronę. Hipopotamiątko tymczasem osiągnęło właśnie niską
orbitę Ziemi, kosztem chwostka, przypalonego przy pokonywaniu bariery atmosfery. W trybie awaryjnym uczy się teraz księżycowego
języka, żeby zapytać skubańca-Twardowskiego, po kiego czorta był mu but tam,
gdzie kurz i wilgoć nie mają uzasadnienia. Jeszcze nie wie, że Czarne Oko
jeszcze czarniejszej Czarnej Dziury zlokalizowało go, jako wspomagające źródło
energii pochodzenia zwierzęcego. Zastrzyk adrenaliny, ekstrakt insulinowy…
Pancernik? Pancerniaczek? Gratuluję CZYTAJĄCYM
czujności. Pancerniaczek był sybarytą od urodzenia i PRZED akcją zwinął się w
kłębek, a łuskom pozwolił na swobodną, naturalną ochronę. Mruczał zanim…
Mama-Orka płetwami czochrała niedojrzałą klawiaturę misiurki niemowlęcia, więc
przy starciu z Bukiem dziecię bez świadomości, wypchnięte tkanką tłuszczową
mamusi, zamiast zderzyć się z filozofią Buka – skorzystało z praw fizyki i
wybrało kąt odbicia, ani myśląc o zaawansowanym „tunelowaniu”. Kulał się potem na
poboczu sierotka-Pancerniak przez jakiś tydzień, nim iskry na misiurce okrzepły
i drugi, żeby przestały iluminować nocami, zrywając mokre sny maluczkich.
Ostatecznie zatrzymał się pośrodku
niczego i po dojrzałym (jak na młody wiek) namyśle – uchylił ogonka,
odsłaniając miękkie tkanki! I na to czekał właśnie pozornie nieobecny narrator! Czym
prędzej wbił dwie naostrzone szpatułki z hikorowego drzewa w miękkie mięso
niedorostka. Palcami zrywał łuski, klnąc na temperaturę spopielającą mu
opuszki, jednak nie zaprzestawał działalności, aż nie ogołocił młodzieniaszka
ze zbroi. Solić nagie ciało potrafią jedynie barbarzyńcy. Narrator potrafił
pójść zdecydowanie dalej. Pieprz, goździki i kilka ziaren jałowca wetkniętych w
… przepraszam za dosadność – w trzewia pancierniaczka pierwszy raz w życiu wolnego
od pancerza i na wpół surowego. Plus trzy krople oliwy. First class…
Owoc złapany w sieć pożądania był nad
wyraz delikatny, choć nieco wierzgał w konwulsjach. Widać sól wyzwoliła
pozazmysłowe siły. Narrator delektował się obrazem delikatesów, a Buk patrzył i
patrzył, czując na krawędziach nerwów liści, że dzieje mu się krzywda. Nie był w
stanie zareagować w czasie rzeczywistym, bo dla niego rzeczywistość działa się
w latach, a nie w sekundach. W końcu wzruszył ramionami, aż otrząsł się z natłoku nasienia i zadrżał emocją:
- Niech sam sobie zeżre Łapserdak! Ale
to było nieuczciwe! Przecież zapracowaliśmy razem! Poczekam – a kiedy trafi na
mnie, nie będę miał złudzeń. Pożrę go na surowo. Bez przypraw. Będę się obżerał
po pachy. Zdążę w siedem lat!
Czekaj, musi do mnie dotrzeć, co ja właśnie przeczytałam :D. Powalił mnie ten opis :P
OdpowiedzUsuńtakie bizarro. świat bez reguł. albo z innymi, które obowiązują wbrew logice, gdyż logika rzestaje być sobą i pozwala sobie na fantasmagorie.
Usuń